Drukuj

9/1990

W 1879 r. ukazał się pamflet Wilhelma Marra pt. Der Sieg des Judenthums über das Germanenthum, w którym po raz pierwszy użyto terminu „antysemityzm”. Oznacza on -jak wiadomo – nieprzyjazne wyobrażenia i zachowania skierowane przeciwko Żydom jako jednostkom i jako społeczności. Jest to więc termin nieprecyzyjny, bo odnosi się tylko do Żydów, a nie do wszystkich Semitów. Zakłada on ponadto rasistowsko nastawione spojrzenie na judaizm. Antysemityzm istniał przed Chrystusem, ale w chrześcijaństwie znajdował przez wieki wyjątkowa pożywkę, chociaż jest z nim całkowicie sprzeczny. Także dzisiejszy antysemityzm bazuje często na motywach religijnych; taki „chrześcijański” (a raczej całkowicie antychrześcijański) antysemityzm zwany jest często antyjudaizmem. Ale że u chrześcijan (bardzo kiepskich) do motywów religijnych antyjudaizmu dochodzą także powody rasistowskie, polityczne, ekonomiczne itp., pozostańmy przy terminie „antysemityzm”.

Jeśli więc antysemityzm chrześcijan był i bywa motywowany religijnie, dla oduczenia ich tego grzesznego uprzedzenia trzeba sięgać również do religijnych motywów. Z zasady uprzedzenia zmniejszają się lub giną tam, gdzie uświadamiane jest pokrewieństwo pomiędzy jedną a drugą grupą, ich wzajemna bliskość. Cierpliwie pokazywać, że wspólne mamy korzenie i jak bardzo jesteśmy podobni, jak wiele, bardzo wiele łączy nas, chrześcijan i Żydów, to budować drogę do przezwyciężenia uprzedzeń chrześcijańskich wobec Żydów.

Po drugie, trzeba pamiętać, że człowiek lub grupa, która sama siebie akceptuje, łatwiej akceptuje innych. Chrześcijanie, którzy mają bardzo jasną i wyraźną świadomość swej tożsamości, urzeczywistniają tę swoją tożsamość bez odgraniczania się od Żydów (czy od innych chrześcijan) i bez pogardzania nimi. Pokazując więc bardzo głębokie i ciągle żywe pokrewieństwo między chrześcijaństwem a judaizmem nie trzeba i nie można rezygnować z niczego, co jest istotne dla chrześcijaństwa.

Wiadomo, jak wielką rolę w usuwaniu uprzedzeń, zabobonów i wszelkiej ciemnoty odgrywa wiedza. Judaizmu i wzajemnych relacji chrześcijańsko-żydowskich trzeba uczyć. W tym nauczaniu nie może zbraknąć nawet dzisiaj, także w Polsce, takich tematów, jak bogobójstwo, legalizm Starego Testamentu czy mordy rytualne. W naszym kraju, tak katolickim, ważne jest też podawanie nauki Kościoła katolickiego na temat judaizmu i dialogu, a także gestów i słów Jana Pawła II odnoszących się do tej dziedziny (chociaż my wolimy papieża kochać niż słuchać).

Łatwiej jest usunąć krzywdzące stereotypy i wzbudzić solidarność wtedy, gdy dokonuje się identyfikacja z losem jednostkowym. Jeśli można pojąć i przyjąć bezmierne cierpienie żydowskie – szoah, to nie tyle poprzez liczby, ile właśnie przez przejęcie się i wczucie (empatia) w los jednego konkretnego Żyda czy jednej rodziny. Dopiero dzięki takiemu wstrząsowi, bólowi, współczuciu i łzom nad konkretną osobą, dzięki utożsamieniu się z jej nieszczęściem, przemówią masowe mordy i groby, krematoria, kominy i popioły, po prostu zagłada całego narodu.

Kuracja szokiem nie zawsze jednak jest skuteczna, a straszliwa okropność zagłady przerasta pułap ludzkiej wyobraźni i wrażliwości, dlatego w terapii przesądów antysemickich ważną jest rzeczą pokazywanie także dobra: altruizmu, poświęcenia, bohaterstwa tylu ludzi ratujących Żydów w Europie i w Polsce. Nie po to, żeby podbijać nam bębenka, rozgrzeszać nas i kanonizować, lecz po to, żeby i dzisiaj dać szansę dobru.

Tak jak w ekumenii międzychrześcijańskiej nader skutecznie pomagają w usuwaniu obcości wspólne spotkania, poznawanie się wzajemne, gromadzenie się na wspólne słuchanie Słowa Bożego i wspólną modlitwę, tak też bardzo pożądane byłyby – w Polsce rzadko możliwe – osobiste spotkania z Żydami, tak „towarzyskie”, jak i – przede wszystkim – religijne (Biblia, szabas, modlitwa: wiara spotyka wiarę). Ale zawsze i wszędzie możliwe jest i konieczne (to taki minimalizm bardzo maksymalistyczny) radosne uświadomienie sobie: tego człowieka i jego naród ukochał i kocha Bóg pierwszą i nigdy nie odwołaną miłością...

Apele są ważne – i na szczęście nie brakło ich ostatnio. Były to jednak apele „świeckie”. Czekamy na słowo papieża w tej materii podczas jego najbliższej podróży do Polski, a przedtem na słowo biskupów i przełożonych naszych polskich Kościołów i wspólnot religijnych, najlepiej słowo wspólne.

Od apeli ważniejsza jest rzetelna informacja i długotrwała formacja, zwłaszcza duszpasterska, kaznodziejska i katechetyczna. Rzym wydał w tej sprawie w 1 985 r. specjalną instrukcję, arcyważną, w Polsce kilkakrotnie przedrukowaną i… nieznaną. Jako wierzący wiemy: formacja to najpierw nie tyle wiedza, ile nawrócenie. Albowiem antysemityzm to nie tylko ignorancja, głupota, to także moralne zboczenie. Rzetelna wiedza ma prowadzić do wyzbywania się resentymentów, awersji, uprzedzeń, czyli do konwersji nie tylko umysłu, ale przede wszystkim serca.

Czy można oduczyć antysemityzmu? Nader trudno, bo jest on uprzedzeniem, czyli czymś zaistniałym uprzednio, przed wszelką informacją i formacją, przed wszelkimi faktami prawdziwymi i fałszywymi, głęboko i mocno w podświadomości zakodowanym sądem i osądem. Jako chrześcijanie wiemy: do tych mrocznych głębin, ciemnych podziemi, grzesznych uprzedzeń trzeba dopuścić Jezusa, aby dokonał aktu wyzwolenia: „To dla wolności wyzwolił nas Chrystus!” (Gal. 5:1) – wyzwolił nas, żebyśmy żyli, myśleli, mówili, postępowali jako ludzie wolni od wszelkich przesądów i nienawiści. Od wszelkich... Bo zniewolenie antysemickie nie jest zniewoleniem jedynym; chodzi więc nie tyle o wyperswadowanie komuś (czy w ogóle jest to możliwe?) antysemityzmu, ile o wyzwolenie najgłębsze i całkowite. Albowiem jeśli kuracja zbawcza nie sięgnie dostatecznie głęboko i szeroko, uprzedzenie wobec Żydów przeniesie się na inną grupę (niekoniecznie na przysłowiowych cyklistów) – i odwrotnie.

Chrześcijanie – Żydzi: próbować przezwyciężać wrogość to stanowczo za mało. Papież przypomina nam, katolikom, że Kościół rozważając swe własne misterium spotyka misterium Izraela i że wiara Izraela nie jest zewnętrzna dla nas, lecz posiada wewnętrzny związek z naszą własną wiarą: ktokolwiek spotyka Jezusa Chrystusa – spotyka także judaizm. A więc, relacje chrześcijańsko-żydowskie to nie są jakieś ćwiczenia akademickie – dla fachowców i hobbistów. I nie chodzi tylko o tolerancję i koegzystencję – pokojowe współistnienie obok siebie, przyozdabiane od czasu do czasu jakimiś imprezami i przerywane ekscesami… Chodzi o to, abyśmy naprawdę – szczerze i z radością – odkryli w Żydach starszych braci (i siostry), a oni w nas – młodszych… I żeby ta więź autentycznie rodzinna coraz bardziej się pogłębiała, więź nie tylko dzieci jednego Boga, ale także komunia „przybranego synostwa i chwały, przymierzy i nadania Prawa, pełnienia służby Bożej i obietnic” (Rzym. 9:4)