Drukuj

8/1990

...Strzeż się i pilnuj swojej duszy, abyś nie zapomniał tych rzeczy, które widziały twoje oczy, i aby nie odstąpiły od twego serca po wszystkie dni twojego życia; opowiadaj o nich swoim synom i synom swoich synów...

V Mojż. 4:9

Przez blisko pół wieku próbowano Polakom wydrzeć pamięć lub przez rozpowszechnianie kłamstw zmącić jasną świadomość zdarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Bez powodzenia. Mimo że słowo Katyń albo było zakazane, albo mogło się pojawiać w kontekście nieprawdziwej daty, czyli roku 1941, jako zbrodnia przypisana innemu zbrodniarzowi, naród przechował pamięć o braciach z obozów w Starobielsku, Ostaszkowie i Kozielsku, o kilkunastu tysiącach zamordowanych przez NKWD polskich oficerów i policjantów, gdyż opowiadali o nich synowie „swoim synom i synom swoich synów”. Z pietyzmem, jak relikwie, rodziny przechowywały pamiątki po nich – fotografie, strzępy listów, dokumenty, rysunki i wiersze... W naszym Kościele, równolegle ze zbieraniem dokumentacji o ewangelikach reformowanych, którzy zginęli z ręki zbrodniarzy hitlerowskich, przez wszystkie te lata gromadzono również materiały o współwyznawcach zamordowanych na Wschodzie.

I oto teraz, równo w pięćdziesiąt lat od tamtej strasznej wiosny 1940 roku, doczekaliśmy chwili, kiedy dokumenty te i pamiątki, z taką miłością gromadzone, ujrzały światło dzienne, zaprezentowane na kościelnej wystawie w Warszawie. Organizowała ją z mrówczą pracowitością i ogromnym zaangażowaniem Aleksandra Sękowska, przewodnicząca konsystorskiej Komisji Dokumentacji, Informacji i Wydawnictw, wspomagana przez rodziny pomordowanych i kilku oddanych tej sprawie współpracowników kościelnych (m.in. Lili Jełowicką, Krzysztofa Bandołę i dr. Wojciecha Kriegseisena).

Wystawa trwała do końca czerwca, otwarta zaś została 26 maja, w sobotę, to znaczy w dniu, kiedy w kościele na Lesznie odbywała się podniosła uroczystość poświęcona pamięci oficerów polskich wyznania ewangelicko-reformowanego, więzionych we wspomnianych na początku trzech obozach na terenie Związku Radzieckiego, a potem tak okrutnie zamordowanych w Katyniu i innych miejscach nieludzkiej ziemi. O godzinie 17 w kościele zebrały się ich rodziny, przyjaciele i znajomi, parafianie i te osoby, które o uroczystości dowiedziały się z „Gazety Wyborczej” i zechciały z zaproszenia skorzystać. Obecne też było Polskie Radio.
Z wielkim wzruszeniem powitał wszystkich ks. bp Zdzisław Tranda, który nawiązując do symbolicznego wystroju wnętrza kościoła powiedział: „Ta ściana w prezbiterium zawiera tak wiele symboli! Oto Krzyż. Symbol cierpienia. Przede wszystkim Chrystusa. Ale możemy go odnieść także do męki człowieka, do cierpienia naszych braci, oficerów polskich, którzy ginęli tam, w Katyniu, i w innych nie znanych nam miejscach. Oto biel i czerń napisu KATYŃ – symbol oczyszczenia i żałoby. Oto biało-czerwona flaga polska – znów symbol oczyszczenia i znak przelanej polskiej krwi. W pięćdziesiątą rocznicę zbrodni katyńskiej ze szczególnym wzruszeniem myślimy o wszystkich, którzy tam zginęli, nie tylko o naszych współwyznawcach. Bo oni stanowili tylko cząstkę naszego narodu i cząstkę kilkunastu tysięcy polskich oficerów różnych wyznań – katolików, prawosławnych, ewangelików obojga wyznań, żydów – i niewierzących. Wszyscy oni ponieśli tak straszną śmierć dla Polski, dla Ojczyzny i za Ojczyznę”.

Kiedy piszę te słowa, docierają do nas pierwsze wiadomości o zlokalizowaniu dwóch innych – oprócz Katynia – miejsc kaźni oficerów polskich, tych z Ostaszkowa i Starobielska, dokonanej prawdopodobnie w okolicach Charkowa i w miejscowości Miednoje, k. Tweru (Kalinina). Ale gdy odbywała się nasza uroczystość kościelna, Związek Radziecki zaledwie miesiąc wcześniej przyznał się do zbrodni katyńskiej. Nawiązując do tego faktu w swoim przemówieniu, Ksiądz Biskup powiedział, że zrobiono dopiero pierwszy krok, że my wszyscy w Polsce wciąż czekamy na właściwe słowa, że chcielibyśmy usłyszeć o losach pozostałych oficerów, o deportacjach setek tysięcy ludzi z Polski i z krajów nadbałtyckich, o tych wszystkich, którzy cierpieli i umierali na Syberii, w Kazachstanie i w innych miejscach zsyłek.

Przywołując słowa z V Księgi Mojżeszowej, które umieściłam jako motto tego sprawozdania, Ksiądz Biskup mówił dalej o potrzebie pamięci, o jej wartości i znaczeniu dla narodu. Ostrzegł jednak przed pamięcią złą, która mogłaby zrodzić zemstę i nienawiść. „Jeśli dziś w kościele przypominamy te słowa: »Nie zapominaj!... Opowiadaj synom i synom synów swoich«, czynimy to nie po to, aby nawoływać do zemsty lub nienawiści” -powiedział. Przeciwnie. Myśmy zostali jako chrześcijanie powołani do służby pojednania i dlatego – wbrew wszystkiemu – taką służbę będziemy pełnić. Także ta uroczystość ma przebiegać pod tchnieniem pojednania i z modlitewną prośbą o pojednanie. Słowa z V Księgi Mojżeszowej – kontynuował Biskup – to także memento, ostrzeżenie i zarazem wezwanie do czuwania – jak długo bowiem będą trwały straszne systemy totalitarne niszczące ludzi, tak długo wszelka zbrodnia na naszej ziemi jest możliwa. Pełniąc zatem służbę pojednania nie możemy ani przez chwilę zapomnieć o tym groźnym memento.

Kończąc przemówienie Ksiądz Biskup poprosił o zapalenie jednej dużej świecy w prezbiterium, której płomień będzie symbolizował naszą pamięć o wszystkich, którzy zginęli w radzieckich obozach kaźni.

Los zbiorowości uzmysławiamy sobie silniej i przeżywamy bardziej osobiście, jeśli postrzegamy go poprzez los jednostki. Tłum nie ma twarzy, nie ma oczu, w które można by spojrzeć, nie ma imion i nazwisk. Jeśli jednak wyłonimy z niego jednego człowieka, to od tej chwili tłum traci swą anonimowość – zostaje jakby upodmiotowiony, staje się bliski. Zapewne tym, i tylko tym, względem kierowali się organizatorzy uroczystości katyńskiej, skupiając naszą uwagę na postaci jednego tylko oficera naszego wyznania – generała dywizji Leonarda Kazimierza Skierskiego, współtwórcy zwycięstwa polskiego w wojnie z bolszewikami w 1920 r. i więźnia Starobielska. Najpierw dr Wojciech Kriegseisen w zarysie dziejów rodziny Skierskich, herbu Puchała, stanowiącej żywe świadectwo i łącznik między współczesnością a świetnymi czasami polskiej Reformacji szlacheckiej z XVI wieku, przedstawił protoplastów Generała. (Ten interesujący tekst będziemy chcieli zamieścić w „Jednocie”, prawdopodobnie w numerze listopadowym.)

Następnie Aleksandra Sękowska w swojej gawędzie o Generale, zawierającej okruchy wspomnień różnych osób z kręgu rodziny i Kościoła, pokazała go jako człowieka – pełnego ciepła i łagodnego. (Tekst tej gawędy publikujemy w tym numerze „Jednoty”.) Warto tę charakterystykę Generała uzupełnić opinią Józefa Piłsudskiego z 1922 r.: „Człowiek o spokojnym, dobrym, równym charakterze (...). Dla podwładnych stanowczo za miękki z powodu łagodnego, bardzo zresztą ujmującego i względnego stosunku do ludzi. Zdolny do dowodzenia armią. (...) Wolałbym jednak mieć go przy Wielkiej Kwaterze Głównej jako inspektora”.

Na podstawie suchych danych, zaczerpniętych z wyciągów w Centralnym Archiwum Wojskowym, drogę Generała – od Korpusu Kadetów w Woroneżu aż po przejście w stan spoczynku w 1931 r., drogę, której świadectwem są liczne odznaczenia i ordery (wśród nich Virtuti Militari – dwukrotnie, Polonia Restituta i Francuska Legia Honorowa), przedstawił we własnej interpretacji aktorskiej Jerzy Próchnicki, aktor scen warszawskich.

Teraz nastąpiła najważniejsza, najbardziej poruszająca serca część uroczystości. Jerzy Próchnicki słowami wiersza „Rapsod starobielski” (zob. s. 4) przywołał wszystkich pomordowanych żołnierzy. Z wieży kościoła rozległ się dźwięk dzwonów i popłynął przez miasto, wzywając tych, którzy przed wielu laty, właśnie w tym kościele, przy akompaniamencie dzwonów zostali ochrzczeni i konfirmowani. Nie grały werble. Nie było salwy honorowej. Jedynie to jedno – na znak pamięci świece w dłoniach żon, synów, krewnych, kolegów i przyjaciół. Twarze skupione, spięte. W wielu oczach łzy. Wszyscy powstali z miejsc i w ciszy, do której przenikał z zewnątrz jedynie dźwięk dzwonów, dwóch młodych ludzi rozpoczęło wywoływanie nazwisk, stopni wojskowych i zawodów oraz odczytywanie lakonicznych zapisów z „Listy katyńskiej”. Do płonącej od początku uroczystości wielkiej świecy podchodziły kolejno rodziny i przyjaciele, aby od jej płomienia, symbolizującego naszą pamięć o wszystkich pomordowanych na nieludzkiej ziemi, zapalić tę jedną małą świecę, przeznaczoną dla jednej konkretnej osoby – tej najbliższej, kochanej.

Jest ich tam, daleko, jedenastu; a przynajmniej o tych jedenastu wiemy na pewno, że leżą w zbiorowych mogiłach-niemogiłach, obok tysięcy współtowarzyszy męczeństwa. Oto oni: por. WACŁAW BORKOWSKI, ur. 1913, lekarz; por. JERZY CHEŁMIŃSKI, ur. 1907, 10 Pułk Strzelców Konnych; mjr dypl. MIECZYSŁAW FIEDLER, ur. 1899, 2 Pułk Ułanów; por. WŁADYSŁAW GĄSIOROWSKI, ur. 1902, inżynier leśnik; por. GUSTAW TADEUSZ HANTKE, ur. 191 1, inżynier chemik; mjr BRONISŁAW SYLWIN KENCBOK, ur. 1898, 1 Pułk Piechoty Legionów, szef sztabu obrony Lwowa w 1 939; płk JAN WŁADYSŁAW NELKEN, ur. 1878, lekarz psychiatra CWS; ks. mjr JAN POTOCKI, ur. 1888, kapelan ewangelicko-reformowany WP; płk pil. TADEUSZ PRAUSS, ur. 1 895, dowódca 5. Pułku Lotniczego we Lwowie; gen. dyw. LEONARD SKIERSKI, ur. 1866, oficer w stanie spoczynku; ppłk KAZIMIERZ GOŁKOWSKI, ur. 1894, dowódca 94. Pułku Piechoty.

Kiedy zapłonęła ostatnia świeca, dzwony umilkły, a ku niebu wzniosła się modlitwa. Za nich wszystkich – za oficerów polskich w bestialski sposób zamordowanych w Katyniu, za Polaków umęczonych w obozach, łagrach i więzieniach, zmarłych z głodu, zimna i chorób na zesłaniu, za rozstrzelanych na ulicach miast. Oni wszyscy złożyli największa ofiarę – oddali życie dla Ojczyzny i za wolną Ojczyznę. Ich cierpienie, niemoc, bezradność i rozpacz w obliczu losu, jaki ich dosięgnął, tragedia ich rodzin, upokarzanych przez lata kłamstwami i fałszem otaczającym zbrodnię katyńską, dziś, w odradzającej się Polsce nabierają najwyższej wartości; są ceną zapłaconą za naszą wolność. Dziękując Bogu, że dał nam dożyć tych dni w wolnej Polsce, Ksiądz Biskup przypomniał zarazem o konieczności podjęcia dla niej wielkiego trudu. Niech Bóg nam dopomoże, aby ten wspólny, ogromny i na pozór przekraczający ludzkie siły trud zaowocował Polską niepodległą, sprawiedliwą, piękną – taka była intencja ostatniej części modlitwy.

„...Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie!” – słowami tej pieśni, odśpiewanej przez wszystkich zgromadzonych w kościele, zakończyła się w sobotni majowy wieczór uroczystość, której po pół wieku doczekali się w niebie nasi bracia – oficerowie, a na ziemi – ich rodziny i macierzysty zbór ewangelicko-reformowany.

Następnego dnia, 27 maja, podczas uroczystego nabożeństwa cały czas płonęły świece pamięci. Ksiądz Bogdan Tranda wygłosił okolicznościowe kazanie (zamieszczamy je na s. 3) i odsłonił dwie tablice – jedną poświęconą pamięci generała Leonarda Skierskiego, drugą – pamięci trzech duchownych ewangelicko-reformowanych; ks. ks. Jerzego Jelena i Ludwika Zaunara, którzy zginęli w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau, i ks. mjr. Jana Potockiego, kapelana Wojska Polskiego, więźnia obozu w Starobielsku, zamordowanego w kwietniu 1940 r. przez NKWD. Pod tablicami rodziny zamordowanych, członkowie Kolegium Kościelnego i Konsystorza złożyli wiązanki kwiatów.

Na zakończenie – nie tylko z obowiązku sprawozdawcy – pragnę dodać, że na podniosłą, uduchowioną atmosferę sobotniej uroczystości niemały wpływ wywarła muzyka Bacha w mistrzowskim wykonaniu Michała Dąbrowskiego (organy), a także udział Jerzego Próchnickiego, aktora obdarzonego pięknie brzmiącym głosem. Dokumentację fotograficzną obu imprez sporządził Michał Hetmanek. Zarówno im trzem, jak i wszystkim pozostałym osobom, które mają swoją cząstkę w przygotowaniu uroczystości, tą drogą serdecznie dziękuję w imieniu rodzin Katyńczyków i organizatorów.