Pismo religijno-społeczne poświęcone polskiemu
      ewangelicyzmowi i ekumenii

Nr 7 / 2001

Trwają wakacje, czas lektury dla przyjemności, jest więc szansa, by sukces odniosła akcja na rzecz popularyzowania głośnego czytania, „by każde dziecko bez względu na wiek miało kontakt z książką, by był obok dorosły, który mu poczyta w ciągu dnia lub przed snem”. Pani Irena Koźmińska, żona poprzedniego ambasadora Polski w USA, kierująca Fundacją ABC XXI – Program Zdrowia Emocjonalnego, pomysłodawczyni czerwcowej akcji – poprzez media, m.in. „Politykę”, „Gazetę Wyborczą”, „Rzeczpospolitą”, Telewizję Polską, upowszechnia tezę, że głośne czytanie dziecku, (tylko 20 minut dziennie!) to klucz do wiedzy i jednocześnie skuteczna metoda na wyrobienie nawyku sięgania po książkę i uwrażliwienia na słowo pisane. Autorka pomysłu w „Polityce” (nr 23 z 9 czerwca) wymienia zalety i korzyści intelektualne i emocjonalne tego pomysłu.

„Głośne czytanie na pewno stanie się atrakcyjne dla dziecka, nauczy myślenia, przyniesie wiedzę ogólną, da kontakt z bogactwem doświadczeń niemożliwych do zdobycia samemu, udoskonali umiejętności językowe, wzbogaci słownictwo, ułatwi samodzielne czytanie”. Ponadto „wspólnie spędzony czas pozwoli budować więź dorosłego z dzieckiem i wzmocni samouznanie dziecka”. Ta niecodzienna, a jakże sugestywna oferta kierowana jest do wszystkich dorosłych, oczywiście rodziców, ale też dziadków, opiekunów, pracowników przedszkoli, żłobków, szpitali – wszędzie tam, gdzie jest mały człowiek. Niekiedy dzięki tym 20 minutom będzie miał jedyny kontakt z książką. Przekonujące i szczególnie atrakcyjne jest także to, że można zacząć czytać na każdym etapie rozwoju swego podopiecznego. Nie jest za późno, gdy w pobliżu są tylko nastolatkowie. Głośne czytanie z nimi pozwala na rozmowę nie tylko o danej książce czy na poznanie potrzeb czytelniczych, ale przede wszystkim problemów, zainteresowań, tego, co myślą. Często będzie to spotkanie, które już od wielu lat w domu się nie odbywało.

Głośne czytanie to też szansa na uwolnienie się od nadmiaru telewizji, która coraz częściej nie wymaga myślenia, nie uczy dostrzegania zależności między fragmentarycznymi dawkami wiedzy, skupienia, umiejętności formułowania myśli, a promuje przeciętność. To świetny pomysł także dla nauczycieli na „niewtłaczanie wiedzy, a rozpalanie wyobraźni i poruszanie duszy” oraz dla rodziców i wychowawców mających problemy z rozkojarzonymi, agresywnymi, tzw. nadpobudliwymi dziećmi. Okazuje się, że nie używają one wyobraźni, bo kopiują zachowania filmowych bohaterów. Inicjatorka czerwcowej akcji przekonuje w „Wysokich Obcasach” z 26 maja, że ta „przyjemna rutyna”, jaką ma być czytanie książek, „jako inwestycja zwróci się z nawiązką po piętnastu latach. Albo zemści, jeśli [ją] zaniedbamy (...) Głośne czytanie jest tak ważne jak przytulanie i okazywanie miłości”, jak mówienie do dziecka od pierwszych chwil życia; to po prostu „witamina dla umysłu i dla psychiki”.

Zgodnie z redakcyjną zapowiedzią, kolejny numer „Polityki” (24 z 10 czerwca) przyniósł artykuł pełen praktycznych porad dotyczących tego, jak i kiedy czytać, co i jak wybrać z przebogatej oferty wydawniczej. W księgarniach dominują bogato ilustrowane książki, różne wersje klasyki dziecięcej i „disneyowskie” wydawnictwa – „dodatki do filmów, równie ważne co koszulka czy czapeczka, wspomagające dystrybucję”. Tę ostatnią kategorię, jak i bardzo skrócone wersje klasycznych utworów, zdecydowanie odrzuca cytowany w artykule Grzegorz Leszczyński – krytyk literatury dziecięcej, mówiący dosadnie: „moda na uproszczenia i skrócone książki nie wynika z faktu, że dzisiejsze dzieci są głupsze. To dorośli są głupsi”. Może tylko niefrasobliwi, a hojni? – zapytam, by złagodzić te słowa.

Interesujący przyczynek do powyższych rozważań stanowi rozmowa w „Przewodniku Katolickim” z dr psychologii Marią Molicką, autorką bajek terapeutycznych i dziesiątków artykułów o bajkoterapii. Popularyzowana już w tytule uzdrawiająca moc świata bajek rzeczywiście może zdziałać cuda. „Żyjemy w czasach, gdy dziecko jest bardzo samotne, a samotność rodzi wiele lęków (...). Bajka stosowana profilaktycznie może uchronić przed lękiem. W tych fantastycznych historiach fabuła koncentruje się wokół różnych sytuacji wzbudzających lęk, a techniki psychologiczne mają za zadanie redukowanie niepokoju u dzieci, bohaterowie przeżywają te same trudne emocjonalnie sytuacje co dzieci, tylko rzeczywistość i postacie są bajkowe. Podejmowane są problemy lęku przed śmiercią, ciemnością, pobytem w szpitalu, zagubieniem się, kompromitacja, problemem alkoholu w rodzinie i wiele innych”. Takimi bajkami – czytanymi głośno przez dorosłego – można oswoić zagrożenie, złagodzić silne sytuacje stresowe, odczuwane na przykład w szpitalu czy przedszkolu. „Ucieczka w świat baśni jest lekarstwem i pomaga zachować równowagę, czuć się dzieckiem i mieć nadzieję”.

Gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości co do sensu akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, zacytuję kolejne mocne słowa, tym razem rektora łódzkiej szkoły filmowej – najświeższe refleksje z egzaminów wstępnych o tegorocznych kandydatach. Zamieściła je „Rzeczpospolita” 26 czerwca: „Od trzech lat jest coraz gorzej. Mówić potrafią, czasami nawet za wiele, ale znacznie gorzej jest z ich myśleniem. Myśli czerpie się z wyobraźni, a tę rozwija czytanie. Tymczasem to pokolenie nie czyta. Zatracili osobowość przez komputery, komiksy i codziennie oglądaną w telewizji przemoc. Oblepili się »kulturą obrazków«”.

Zamiłowanie do książek to inwestycja lepsza niż zakup dziecku komputera czy opłacenie prywatnej szkoły. Życie z książką w ręku naprawdę staje się bogatsze. Każdy, kto czyta, o tym wie.

ajs